Najnowsze wpisy, strona 1


lut 06 2014 Miłość to zjednoczenie
Komentarze (0)
Jak pokonywać trudności małżeńskieBardzo pouczająca jest ta historia, dlatego pragnąłem opowiedzieć ją szerzej. Przypatrzymy  się jej, punkt po punkcie. Dlaczego pobrali się Doktor X i narzeczona? Czego oczekiwali od  małżeństwa? Odpowiedź jest oczywista: „Powiedz mi, że jestem twoja, twoja na zawsze!".  „Nie będę odtąd sam... będziemy we dwoje, serce przy sercu, dusza przy duszy!". Takiego  więc daru oczekiwali od życia małżeńskiego.  Oczekiwanie to nie wydaje się być dziwne czy jakieś wyjątkowe; owszem, tego oczekuje  wielu narzeczonych, liczni małżonkowie. Jeśli kto zakłada małżeństwo, czyni to dlatego, że  oczekuje podtrzymania lub wzrostu tego uczucia, często tak rozkosznego i satysfakcjonującego,  jakiego doświadczał w narzeczeństwie, gdy zorientował się, że należy do  kogoś, że znalazł kogoś, kto pragnie właśnie jego, chce być z nim w zjednoczeniu tak ścisłym, którego nie da się porównać do innych relacji ludzkich. „Kocham cię" -w ustach narzeczonych słowa te oznaczają: „Jestem twoja, jesteś mój, jesteśmy My”. Potem mijają miesiące, lata. Nierzadko pragnienie to w istocie pozostaje nietknięte, co więcej  dojrzewa, wzmacnia się mimo tylu nieuniknionych trudności. Wówczas małżeństwo doznaje  spokoju, intymnego szczęścia, które nieraz nie przebija na zewnątrz, ale które obydwoje  dobrze znają. 
 
Mają wszystko wspólne. Wspierają się, rozumieją; każde znajduje w drugim miejsce swego odpoczynku; każde odnajduje w obliczu drugiego swoją najprawdziwszą i najpiękniejszą  cząstkę i potrafi ją przeżywać. Stąd ich więź przyczynia się do ich duchowego wzrostu,  postępują naprzód, czyni ich mocnymi przy spokojnym sumieniu, że wspólnie poszukują  najpiękniejszych wartości.  Z odwagą stawiają czoło życiu, gdyż on nosi ją zawsze w swym wnętrzu jako obecność  ożywiającą ona natomiast jest zawsze z nim i wraz z nim oddaje się własnym obowiązkom.
 
Istnieją małżeństwa, w których „miłość" posiada precyzyjne znaczenie. Tak więc jedno  pragnie dla drugiego dobrego zdrowia, pogody ducha, pomyślności ekonomicznej, itd.  Ponadto kultywują również bardziej cenne dobra, jak dobro, którym są ich dzieci, ich zdrowy  i mądry wzrost. Troszczą się wspólnie o wszystkie dobra fundamentalne i niezastąpione.  Największym jednak i przewyższającym wszystko „dobrem" jest to cudowne „dobro" — „być  zjednoczonymi, razem" aż do najgłębszej istoty bytu, wzrastając razem i doskonaląc się  wspólnie. 
 
Oto najpełniejsza odpowiedź na nasze pytanie, jaką możemy wywnioskować z  doświadczenia: miłość to radość „bycia razem", tworzenia „jednej istoty", „życia jedno w  drugim", „przynależności do siebie", „chcenia i niechcenia tych samych rzeczy". Krótko  mówiąc pełną miłość przedstawia możliwie najpełniejsza i totalna jedność małżonków,  ubogacona radością wypływającą z tej jedności. 
 
Claudio i Violetta Mina
Fragment z Książki: Jak pokonywać trudności małżeńskie
lut 06 2014 Skutki grzechu pierworodnego
Komentarze (0)
Dobra nowina o seksie i o małżeństwieZatrzymajmy się przez moment nad tą sytuacją. Jeśli małżeńskie zjednoczenie cielesne zostało zaplanowane jako fundamentalne objawienie Bożego życia i miłości w stworzeniu,  a istnieje wróg Boga, który ma ogromną ochotę utrudnić nam doświadczanie Bożego życia i miłości, to jaką przyjmie on strategię? Spróbujmy się nad tym zastanowić. Bóg powiedział Adamowi, że może on do woli spożywać z każdego drzewa w ogrodzie poza „drzewem poznania dobra i zła". Jeśli to uczyni, umrze (por. Rdz 2,17). Symbolizm języka  biblijnego wskazuje tu, że Bóg wyznaczył pewną granicę, której ludzkości nie wolno przekraczać. Jedynie Bóg wie, co jest dla nas najlepsze. Jako stworzenia mamy ufać Jego Opatrzności, a nie decydować o tym, co dobre, a co złe, na własną rękę. Jeśli będziemy tak postępować, zginiemy. Posłużmy się analogią. Wyobraźmy sobie człowieka, który właśnie kupił nowy samochód i zatrzymuje się przy stacji benzynowej, by po raz pierwszy zatankować paliwo. Przy zbiorniku paliwa widnieje nalepka z napisem „benzyna bezołowiowa".
 
Oczywiście producent zna samochód na wylot. Wie, jak najlepiej o niego dbać. Byłoby głupotą stwierdzić: „Co mnie obchodzi ta instrukcja. Tankuję ropę". Taki właściciel wkrótce miałby poważne kłopoty z samochodem. Podobnie jak w przypadku samochodu, także i nasze życie „działa" tak jak powinno, kiedy stosujemy się do instrukcji Twórcy. Informacja na samochodzie nie ma na celu ograniczania naszej wolności, lecz przeciwnie, wspomaganie naszej wolności w dokonywaniu dobrych wyborów. To samo dotyczy przykazań Bożych. Służą one naszej wolności. Prawdziwa wolność nie polega na robieniu wszystkiego, na co mam ochotę, ale tego co dobre, co zgodne z prawdą o mojej ludzkiej naturze. Jezus mówi, że to właśnie prawda czyni nas wolnymi (por. J 8,32).
 
A jednak perspektywa samodzielnego decydowania o tym, jak mamy żyć, jest tak bardzo kusząca! „Nie obchodzi mnie, co mówi Bóg. Założył Kościół, który naucza prawdy? Też coś! Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić!" Kiedy rozpoznajemy w sobie tę tendencję, wraz z nią odkrywamy i to, że odziedziczyliśmy grzech pierworodny. Nasuwa się pytanie, dlaczego właściwie zaczęliśmy wątpić w miłość Boga i Jego troskę o nas? Dlaczego zaczęliśmy spożywać z drzewa, z którego Bóg w swojej miłości zabronił nam spożywać? Pamiętajmy - nie jest to ani trochę mądrzejsze niż tankowanie ropy zamiast benzyny bezołowiowej.
 
Dlaczego więc tak postąpiliśmy? Otóż, tak mówi o tym Katechizm Kościoła Katolickiego: „Do wyboru nieposłuszeństwa skłonił naszych pierwszych rodziców uwodzicielski głos przeciwstawiający się Bogu. Ten głos przez zazdrość sprowadził nas nich śmierć". Ów uwodzicielski głos to ojciec kłamstwa, wielki oszust, szatan. Jest on zazdrosny o to, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga oraz powołany, jako mężczyzna i kobieta, do udziału w Jego boskim życiu. Dlatego próbuje zagrodzić nam dostęp do życia Bożego przekonując, że Bóg nas nie kocha. Sącząc wątpliwość w umysł kobiety wąż rzekł: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?... Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło" (Rdz 3,1 i 4-5). A to oznaczało: „Bóg nie chce, byście byli tacy jak On, ukrywa to przed wami, nie jest miłością. Jeśli chcecie być «jak Bóg» musicie wyciągnąć rękę i zdobyć to sami".
 
Zatrzymajmy się tu na chwilę. Bóg już stworzył ich na swój obraz i podobieństwo  (por. Rdz 1,26). Szatan usiłuje sprzedać im coś, co już posiadają. Kiedy kobieta zobaczyła, że owoc ,jest rozkoszą dla oczu", zerwała go i zjadła. Dała też swojemu mężowi, a on zjadł. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali, że są nadzy, więc okryli się (por. Rdz 3,6-7). Co się stało? Przed zjedzeniem owocu oboje byli nadzy i nie odczuwali wstydu. Teraz ich doświadczenie nagości uległo zmianie. Dlaczego? Bóg, który jest Prawdą, nie może kłamać. Powiedział, że jeśli spożyją owoc tego drzewa, umrą. Wprawdzie nie padli martwi natychmiast, ale stali się martwi duchowo. Mam tu na myśli tego Ducha, który został im przekazany jako wezwanie i moc do miłości. Wraz z Jego „śmiercią" zginęła także zdolność do miłości na podobieństwo Boga jako mężczyzna i niewiasta. Bez Ducha, popęd seksualny „zmienił znak", skierował się ku samemu sobie.
 
Adam i Ewa przestali widzieć w ciele partnera czytelne objawienie Bożego planu miłości. Zaczęli natomiast patrzeć na nie jako na rzecz nadającą się do zaspokojenia ich egoistycznych pragnień. Tak więc doświadczenie nagości w obecności drugiego - i w obecności Boga - stało się doświadczeniem lęku, wyobcowania, wstydu: „Przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz 3,10). Ich wstyd był związany nie tyle z samym ciałem, ale z pożądaniem, które zamieszkało w ich sercach. Zachowali bowiem świadomość tego, że zostali stworzeni jako osoby, ze względu na siebie samych, i nigdy nie mieli być traktowani przez inne osoby jako przedmioty użycia. Zasłonili więc swoje ciała chroniąc swą godność przed pożądliwym spojrzeniem partnera. Na tym, zresztą, polega pozytywna rola wstydu, gdyż w istocie służy on ochronie „oblubieńczego znaczenia ciała".

Christopher West

Fragment z Książki: Dobra Nowina o Seksie i o Małżeństwie
 
lut 06 2014 Jak Kontrolować swoje myśli
Komentarze (0)
Sztuka porozumiewania sięIstnieje kilka sposobów kontrolowania myśli powstających odruchowo. Stosując je, dajemy sobie większe szanse świadomego wybrania pozytywnego monologu. Pierwszy ze sposobów to uświadomienie sobie obecności takich myśli. W tym pomogą nam ciągłe próby  odszukiwania ich w naszym procesie myślowym, a następnie zapisywanie ich treści na kartkach papieru.
 
Drugim sposobem jest nauczenie się przeciwstawiania im lub odpowiadania na nie. Przeciwstawianie, używając przenośni, polega na przyprowadzaniu myśli do „sądu" i przesłuchiwaniu ich w obecności zdarzeń. Możemy to uczynić dopiero wtedy, gdy będziemy świadomi istnienia takich myśli. Aby to się stało, należy uchwycić wszystkie myśli przychodzące nam do głowy, a następnie, kiedy będziemy je już znali, odpowiedzieć na nie inną świadomą myślą, np. sprawdzić zgodność naszych przemyśleń ze zdarzeniem, które miało miejsce w rzeczywistości. Nie musimy poprzestawać na wyszukiwaniu określonego rodzaju myśli - tej automatycznej lub tej świadomej. Możemy sami precyzyjnie zadecydować, z której z nich skorzystamy w dalszym naszym myśleniu.
 
Oto kilka charakterystycznych myśli, które prawdopodobnie, wcześniej lub później, pojawią
się w nas. 
 
„Mój współmałżonek nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie taki sam."
„Nigdy nie umiem zaspokoić potrzeb mojego współmałżonka." 
„Jeśli poruszę ten temat, on/ona zaraz zacznie się znowu denerwować."
„Jeśli powiem co się naprawdę wydarzyło, nikt nigdy mi już więcej nie uwierzy."
„Po co mam go/ją męczyć, prosząc, aby podzielił/a się ze mną swoimi uczuciami. 
  On/ona i tak, jak zwykle, nic nie powie."
„Mój współmałżonek mnie nienawidzi."
„Wiem, na pewno to musi być jakiś romans."
„On jest taki nierozważny. Kiedy wreszcie dorośnie?"
„Wszystko, co jest w moim domu, musi być doskonałe." 
 
Pomyśl i odpowiedz
A jakie myśli przychodzą tobie do głowy? Zrób ich listę. 
 
Kiedy jakaś myśl pojawi się w naszej głowie, co z nią robimy? Negatywna lub gniewna myśl, której się nie przeciwstawiamy, przybiera na sile i rozrasta się. W swym Pierwszym Liście św. Piotr mówi do nas „(...) przepasawszy biodra waszego umysłu, bądźcie trzeźwi (...)"  (1P 1,13). „Przepasywanie" wymaga intelektualnego wysiłku. Z pewnością św. Piotr pisząc te słowa miał na myśli, że powinniśmy z naszego umysłu eliminować lub oddalać każdą myśl, która mogłaby stać się przeszkodą w rozwoju naszego chrześcijańskiego życia. To w konsekwencji będzie miało ogromny wpływ na nasze małżeństwo.
 
Pomyśl i odpowiedz
1. Co mógł/a/byś zrobić, aby zmienić te myśli, które wypisałeś/aś w poprzednim zadaniu?
2. Co robisz, aby zmieniać swoje myśli? Czy i w jaki sposób przeciwstawiasz się im?
3. Napisz na kartce papieru odpowiedź na następujące trzy pytania:
  1) Które z wypisanych przez ciebie powyżej odruchowych myśli są prawdziwe?
  2) Skąd wiesz, że są one prawdziwe a nie fałszywe?
  3) Jak można inaczej myśleć o tej samej sprawie?
 
Odpowiadając na nasze mimowolne myśli, pamiętajmy, że istnieje wiele wyjaśnień dla każdego zdarzenia. Spośród wszystkich możliwych interpretacji czyjegoś zachowania lub zdarzeń niektóre są bliższe faktom a inne dalsze, dlatego powinniśmy poszukiwać tak wielu wyjaśnień, jak to jest tylko możliwe. Często mylimy nasze myśli z faktami. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy nie są one w sposób oczywisty ze sobą powiązane. Weryfikowanie naszych automatycznych myśli pomoże nam w oczyszczeniu naszego myślenia w ogóle. Poniżej podajemy listę dwudziestu pytań, które będą nam bardzo pomocne w opanowaniu nowej sztuki, polegającej na przeciwstawianiu się „przypadkowym" myślom.
 
1. Jakiego typu jest to dowód? Zapytajmy siebie: „Czy myśl, która pojawiła się w mojej głowie, byłaby dla sądu istotnym dowodem, czy przelotnym wrażeniem, nie mającym związku z prowadzoną sprawą?" Na przykład, jeśli mąż pewnego dnia nie zadzwonił, aby żonę uprzedzić, iż spóźni się na obiad, to nie znaczy, że ona nie może już w niczym na nim polegać. Fakt, że potknąłeś się wchodząc do klasy i wszyscy zaczęli się z tego śmiać, nie oznacza, że potkniesz się jeszcze raz, albo że wszyscy myślą, iż jesteś niezdarą.
 
2. Czy nie mylimy się czasem w ocenie tego, co było przyczyną powstania określonej sytuacji? Trudno jest jednoznacznie określić przyczynę jakiegoś skutku. Dla przykładu, bardzo wielu ludzi martwi się swoją nadwagą. Niepokoją się, gdy przybędzie im parę kilogramów. Wtedy od razu robią następujące założenie: „W ogóle nie mam silnej woli." Zastanówmy się, czy jest to jedyna przyczyna tego, że ktoś przytył? Na pewno nie. Powodów może być wiele, choćby zaburzenia wydzielania gruczołowego, albo traktowanie jedzenia jako sposobu na poprawienie sobie złego samopoczucia psychicznego itd. Tak naprawdę, nie znamy do końca wszystkich przyczyn powstawania otyłości. Uczeni nadal badają  to zjawisko.
 
3. Czy nie mylimy faktów z myślami? Czy zdarza się, że mówimy sobie: „Do tej pory nigdy nic mi się nie udawało, ciągle przegrywałem, dlaczego teraz miałoby być inaczej?" Nazywanie siebie nieudacznikiem lub pechowcem i mocna w to wiara, nie oznacza, że etykietka, którą sobie przykleiliśmy, jest prawdziwa. Sprawdźmy jeszcze raz fakty, z których wysnuliśmy takie a nie inne wnioski. Zróbmy to najpierw wobec samych siebie, a później zweryfikujmy nasze myślenie rozmawiając z innymi.
 
4. Czy jesteśmy wystarczająco zorientowani w sytuacji, aby wiedzieć, co się rzeczywiście dzieje? Możemy na przykład myśleć tak: „Rodzice mojej żony nie lubią mnie i prawdopodobnie chcieliby, aby żona ode mnie odeszła." Skąd wiemy, co myślą rodzice żony? Czy źródło naszych informacji jest wiarygodne? Na jakiej podstawie przewidujemy fakty?
 
5. Czy w danym momencie nie myślimy w kategoriach „wszystko albo nic"? Czasami postrzegamy otaczający nas świat wyłącznie w dwóch kolorach - czarnym i białym. Wtedy świat jest albo wspaniały, albo parszywy. Ludzie są albo dobrzy, albo źli. Wszyscy są przestraszeni albo nie itd. I znowu, skąd pojawiła się w nas taka wizja świata? Jakie są fakty?
 
6. Czy w myśleniu używamy słów lub zwrotów świadczących o stawianiu ultimatum? „Zawsze muszę być punktualny, bo inaczej nikt nie będzie mnie lubił." Tego typu stwierdzenie, zarówno w odniesieniu do nas samych, jak i do kogokolwiek innego jest krzywdzące.
 
7. Czy naszych wniosków nie budujemy na podstawie realnych zdarzeń, ale zapominając o kontekście ich wystąpienia? Pewna kobieta podsłuchała rozmowę dwóch kierowników działu, w którym pracowała. Była przekonana, że jeden z nich mówiąc o niej, określił ją kobietą sztywną, pedantyczną i dominującą. Bardzo ją to zabolało i czuła się z tego powodu przygnębiona. Później okazało się, że usłyszała tylko fragment rozmowy, a przymiotniki opisujące ją użyte były w znaczeniu pozytywnym. Obaj kierownicy w całej rozmowie wypowiadali się o niej bardzo pochlebnie, uważając ją za osobę na wysokim poziomie profesjonalnym, wyróżniającą się determinacją działania. Słowa wypowiedziano w pozytywnym kontekście, ale z powodu tendencji kobiety do postrzegania rzeczywistości w ciemnych kolorach, zostały negatywnie przez nią odebrane.
 
8. Czy jesteśmy szczerzy wobec samych siebie? Czy w monologach wewnętrznych staramy się oszukiwać samych siebie, usprawiedliwiać lub obarczać winą innych?
 
9. Jakie jest źródło naszych informacji? Czy źródło naszych informacji jest wiarygodne, sprawdzone i rzetelne? Czy dobrze usłyszeliśmy i zrozumieliśmy to, co do nas dotarło? Czy prosimy o powtórzenie tego, co ktoś do nas powiedział, abyśmy mogli sprawdzić, czy dobrze go zrozumieliśmy?
 
10. Jakie jest prawdopodobieństwo, że to, co przewidujemy w myślach, zdarzy się w rzeczywistości? Pewien mężczyzna był przekonany, że skoro opuścił dwa dni w pracy, to na pewno zostanie zwolniony. Kiedy przeciwstawił się tej negatywnej myśli, powiedział sobie: „Pracowałem w tej firmie przez wiele lat i miałem dobre wyniki. Czy ktoś wyleciał z tej roboty tylko za to, że nie było go w pracy dwa dni?"
 
11. Czy nie zrobiliśmy założenia, że wszystkie sytuacje są do siebie podobne? Jeśli w dwóch poprzednich miejscach pracy nie rozwinęliśmy się tak, jak byśmy tego oczekiwali, nie oznacza to wcale, że tak samo będzie w nowej pracy. Jeśli zgubiliśmy ważną receptę od lekarza i musieliśmy jeszcze raz ją uzyskać, nie oznacza to wcale, że zgubimy ją następnym razem itd.
 
12. Czy nie skupiamy się na nieistotnych faktach? To oczywiste, że nasz współmałżonek nic jest doskonały, świat pełen jest problemów i zbrodni, a żyjący na nim ludzie są fizycznie i psychicznie chorzy itd. Czy nasze ciągłe myślenie o tym, nieustanne martwienie się i życie w coraz większej depresji z tego powodu rozwiąże te problemy? Co możemy zrobić, aby zająć się nimi w bardziej konstruktywny sposób? Jak możemy inaczej wykorzystać czas, który przeznaczamy na owe zamartwiania się czy narzekania?
 
13. Czy nie zapominamy o naszych mocnych stronach? Ludzie, którzy martwią się zbyt często lub są w depresji, nie dostrzegają swoich pozytywnych cech. Nie traktują siebie jak przyjaciela. Są dla siebie bardzo surowi i bezwzględni. Skupiają się na swoich domniemanych defektach zamiast wykorzystać swoje możliwości i dziękować Bogu, że je w ogóle mają. Ważne jest, aby nie tylko umieć wyliczyć swoje mocne strony, ale również przypominać sobie te wydarzenia z przeszłości, w których odnosiliśmy sukcesy.
 
14. Czy wiemy, czego chcemy? W czasie mojej pracy nieustannie zadaję to pytanie moim pacjentom. Jakie cele postawiliśmy sobie w naszym małżeństwie? Co osiągniemy martwiąc się? Czego chcemy od życia? W jakich dziedzinach nasze życie ma być inne i w stosunku do  czyjego życia ma być ono inne? Co chcemy zrobić, aby polepszyć nasze porozumiewanie się i z kim chcemy owo porozumiewanie usprawnić? itd.
 
15. Jak zachowalibyśmy się w danej sytuacji, gdybyśmy się nią tak bardzo nie przejmowali ?Czy wtedy mielibyśmy tendencję do widzenia jej w ciemniejszych barwach, niż jest to w rzeczywistości? Czy wtedy bylibyśmy tak bardzo bezradni wobec naszych problemów ze współmałżonkiem, jak jesteśmy teraz? A jak byśmy postąpili, gdybyśmy mieli wewnętrzne przekonanie o tym, że umiemy sobie poradzić z tymi problemami, na które natrafiliśmy?
 
16. Co możemy zrobić, aby rozwiązać konkretny problem? Czy nasze myślenie nastawione jest na to, aby problem rozwiązać, czy na to, aby go jeszcze bardziej skomplikować? Czy próbowaliśmy wypisać sobie na kartce różne sposoby jego rozwiązania? Czy próbowaliśmy zrealizować któryś z tych pomysłów?
 
17. Czy nie zadajemy sobie pytania, na które nie ma odpowiedzi? Na pytania typu: „Jak mogę unieważnić przeszłość?"; ..Dlaczego to się musiało stać?"; „Dlaczego on nie może być bardziej wrażliwy?"; „Dlaczego właśnie mnie się to przytrafiło?" - nie ma racjonalnej odpowiedzi. Po co zatem tracić czas na zadawanie sobie takich pytań? Możemy go przeznaczyć na coś znacznie bardziej pożytecznego.
 
18. Jakie błędy mogły się pojawić w naszym myśleniu? Pierwszym krokiem uniknięcia błędu jest jego rozpoznanie. Czy myśląc o problemie, rozważamy możliwe jego rozwiązania, czy przechodzimy od razu do konkluzji? Jakie są te konkluzje? Najlepszym sposobem sprawdzania poprawności przesłanek jest ich porównanie z faktami.
 
19. Jakie mamy korzyści i jakie ponosimy straty, myśląc w wybrany przez siebie sposób? Jakie mamy korzyści z martwienia się? Wypiszmy je na kartce papieru. Jakie mamy korzyści z myślenia, że ludzie nas nie lubią? Jaki jest w ogóle pożytek z negatywnego myślenia?
 
20. Jakie znaczenie będzie miał nasz problem za tydzień, za rok lub za dziesięć lat? Czy w przyszłości będziemy pamiętać to, co się wydarzyło teraz? Kto za pięć lat będzie pamiętał, że nasza koszula była krzywo zapięta? Kogo to naprawdę obchodzi? Jesteśmy przekonani, że nasze błędy mają większe, niż to jest w rzeczywistości, znaczenie dla innych. Jeśli ktoś zdecyduje się przez dziesięć lat pamiętać, że kiedyś nieprzyjemnie się do niego odezwaliśmy lub wobec niego się zachowaliśmy, wtedy fakt ten pozostaje już nie naszym, ale wyłącznie jego problemem.
 
Aby nauczyć się myślenia w nowy sposób, wypiszmy wszystkie możliwe przyczyny przychodzące nam do głowy, dotyczące jakiegoś nurtującego nas zdarzenia. Później zróbmy listę naszych myśli (powstałych odruchowo i świadomych) związanych z owym wydarzeniem. Następnie zweryfikujmy każdą z nich i jeżeli okaże się to konieczne,  napiszmy ich nowe brzmienie. Jeśli sytuacja tego wymaga, nie poprzestańmy na ustaleniu nowego sposobu myślenia, lecz zgodnie z nim przystąpmy do działania.
 
Pomyśl i odpowiedz
Istnieje jeszcze jeden sposób oceny i kontroli naszych powstających odruchowo myśli lub wewnętrznego dialogu z samym sobą.
 
Przypomnij sobie jakieś zdarzenie, które miało ostatnio miejsce i dotyczyło twojego małżeństwa. Używając poniższego przewodnika, napisz krótko: co się wtedy wydarzyło (A). Odtwórz swój wewnętrzny monolog w związku z tą sytuacją (B). Obok każdego zdania napisz, czy było ono pozytywne, negatywne czy neutralne. C) Opisz krótko emocje, jakie pojawiały się w tobie w czasie tego wewnętrznego monologu. Napisz co powiedziałeś/aś na głos.
Następna kolumna nazywa się „Obejrzyj siebie na wideokasecie." Zobacz co napisałeś/aś w temacie A poprzedniej kolumny. Teraz zapytaj siebie: „Gdybym sfilmował/a na wideo to zdarzenie, to czy po obejrzeniu filmu opisał/a/bym je tak samo? Co bym dodał/a? Co zmienił/a?" (Napisz to w temacie A kolumny „Obejrzyj siebie na wideokasecie".) Pamiętaj, że nowe fakty dostrzeżone przy „oglądaniu wideokasety" nie są twoimi przekonaniami lub opiniami.
Później oceń z dystansu swoją wewnętrzną rozmowę (temat B w drugiej kolumnie). Czy bazowała ona na faktach? Teraz opisz (temat C w drugiej kolumnie), jak chciał/a/byś się czuć, kiedy podobna sytuacja zaistnieje następnym razem? Pamiętaj, że te uczucia są zależne od tego, jak przebiega twój wewnętrzny monolog. Napisz później to, co powiesz innym razem w podobnej sytuacji głośno (temat D w drugiej kolumnie). Pamiętaj, że to co powiesz na głos, również będzie zależne od twoich emocji. Już na samym końcu napisz na osobnej kartce: „Czego nauczyłem/am się robiąc powyższą analizę."
 
1. Ocena ostatniego zdarzenia.
 
Ostatnie zdarzenie
A. Fakty i zdarzenia.
B. Mój wewnętrzny monolog.
C. Emocje powstałe we mnie.
D. Co powiedziałem/am na głos.
 
Obejrzyj siebie na wideokasecie
A. Ocena faktów i zdarzeń.
B. Ocena wewnętrznego monologu.
C. Opis, jak chciał/a/bym się czuć w takiej  
     samej sytuacji innym razem.
D. Decyzja co powiem głośno następnym 
     razem.
 
2. Czego nauczyłem/am się robiąc analizę oceny ostatniego zdarzenia?
 
H.Norman Wright

Fragment z Książki: Sztuka Porozumiewania się

lut 06 2014 Tyle przyjęć!
Komentarze (0)
Jak kochać po ślubieKochana Julie!
 
Prowadzicie z Michaelem ożywione życie towarzyskie. Cieszy mnie to, że robicie wspólnie tyle rzeczy, ale nie pozwólcie, aby przesłoniły one głębszy wymiar Waszego małżeństwa. Kino i kolacje z przyjaciółmi są przyjemne, ale tylko pomiędzy Wami dwojgiem może powstać relacja Ja-Ty; związek, w którym wzajemnie będziecie dla siebie jedynym przedmiotem zainteresowania. W tej wyjątkowej relacji łączącej Ciebie i Michaela nikt ani nic z zewnątrz nie odwraca Waszej uwagi: patrzycie na siebie, patrzycie sobie w oczy, w Wasze dusze i przebywacie wyłącznie we wzajemnej obecności.
Ten głęboki związek dusz powinien znajdować się w sercu Waszego małżeństwa. Musicie go pogłębiać i ubogacać, aby Wasza miłość mogła wzrastać. Słyszałam o wielu małżeństwach, których związek osłabł, a nawet rozpadł się, gdyż zaangażowanie małżonków w kontakty z innymi ludźmi lub z dziećmi urosło do tego stopnia, że wymiar Ja-Ty został odsunięty na dalszy plan. Małżonkowie ci całkowicie odwrócili swoją uwagę od siebie, a zwrócili ją na inne zajęcia. Bądź ostrożna, aby ten sam problem nie pojawił się między Tobą a Michaelem. Zwłaszcza młode małżeństwa często angażują się w tak radosny wir przyjęć i innych zajęć (nie mówiąc już o pracy), że każdego wieczoru zasypiają wyczerpani, lecz ani trochę bliżsi sobie.
 
Wraz u upływem czasu będziecie coraz bardziej zapracowani (zwłaszcza kiedy pojawią się dzieci) i coraz więcej będzie zakłócać swobodę tych słodkich intymnych chwil, którymi cieszycie się teraz i których powinniście strzec za wszelką cenę. A więc wykorzystajcie z Michaelem ten czas, aby rozwinąć Waszą relację Ja-Ty; relację, którą będziecie musieli pielęgnować przez całe życie. Czas, który teraz poświęcacie wyłącznie dla siebie, będzie stopniowo malał, ale nie pozwólcie, aby brak czasu stał się wymówką od Waszych intymnych rozmów. Ponad wszystko, nigdy nie dopuście, aby Wasze spotkania w wymiarze Ja -Ty ograniczyły się do sfery seksualnej, która powinna być zawsze wyrazem Waszej duchowej jedności, a nie zaledwie jedyną wspólnie spędzoną chwilą w ciągu dnia. Powodzenie małżeństwa jest nie tyle kwestią czasu, co wypływającego z miłości pragnienia obecności drugiej osoby. Matka Teresa z Kalkuty jest z pewnością jedną z najbardziej zapracowanych osób na świecie, a jednak całe godziny spędza zatopiona w modlitwie i czułej kontemplacji naszego Zbawiciela. To tutaj znajduje ona duchowe i fizyczne siły potrzebne jej, aby stawić czoło ogromnym obowiązkom. Podobnie Ty i Michael w ciągu całego Waszego wspólnego życia powinniście rezerwować sobie chwile dla siebie, w których zapomnicie o wszystkich innych sprawach, porozmawiacie, skupicie się wyłącznie na sobie nawzajem i odnowicie Waszą miłość. W takich chwilach niech Michael i Twoja miłość do niego staną się dla Ciebie wspaniałym motywem pochłaniającym całą Twoją uwagę. Te intymne chwile przyczynią się do wzrostu Waszego wzajemnego oddania i będą dla Was obojga źródłem głębokiego szczęścia. Nie ustaję w modlitwach za Was.
 
Kochająca Lily

Alice Von Hildebrand

Fragment z Książki: Jak Kochać po Ślubie

lut 06 2014 To, co jedynie Ewa może powiedzieć
Komentarze (0)

Urzekająca, odkrywanie kobiecej duszyMoi rodzice nadali mi imię po świętej Anastazji, kobiecie, która została zamęczona za swoją wiarę w V wieku, więc każdej niedzieli w czasie mszy moje imię było głośno odczytywane podczas wspomnienia świętych. Samo Stasi może dla kogoś brzmieć dziwnie. Odejmij „Ana" na początku oraz „a" na końcu i otrzymasz Stasi. Uwielbiam to imię. I jest jeszcze głębszy powód. Uczyłam się o Anastazji jeszcze w szkole podstawowej. Nie o świętej Anastazji... ale o księżniczce. Chodziły słuchy, że najmłodsza córka ostatniego cara Rosji, Anastazja, uciekła zabójcom, którzy wymordowali resztę jej rodziny. Była młodą dziewczyną, gdy jej najbliżsi ponieśli śmierć, i mówiło się, że ona nadal żyje gdzieś na świecie, incognito. Prawdziwa księżniczka w przebraniu. Różne kobiety podszywały się pod nią. Szczególnie jedna z nich była nieomal przekonująca. Anastazja wciąż pozostaje zagadką - księżniczką zgubioną w świecie, ukrytą, ale prawdziwą. Byłam nią zaintrygowana i zakochana w niej. Zaczęłam czytać wszystko, co mi wpadło w ręce, na temat historii Rosji. Z jakiegoś powodu, którego nie potrafiłam wytłumaczyć, czułam więź z tą tajemniczą księżniczką, jakiś związek z nią. Nie udawałam, że nią jestem, ale ciągle... coś ukrytego głęboko w moim sercu szeptało, że ja również jestem czymś więcej niż to widać gołym okiem. Może ja także byłam częścią rodziny królewskiej, ale moja pozycja uległa zapomnieniu. Może też żyję w przebraniu. Moje serce zaczynało bić szybciej na myśl, że jestem kobietą, która kiedyś była prawdziwą księżniczką.

Nie sądzę, żebym była w tym osamotniona. Czy zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego tak zapada nam w pamięć historia o Kopciuszku? Jest odwiecznie ulubioną historią nie tylko małych dziewczynek, kobiety również ją uwielbiają. Pomyśl o wszystkich filmach nakręconych na kanwie tego wątku, filmach takich jak Pretty Woman, Długo i szczęśliwie - historia Kopciuszka czy Pokojówka na Manhattanie. Dlaczego ten archetyp ukrytej księżniczki (i księcia, który ją odnajduje) jest taki trwały? Czy w naszych sercach kryje się coś, co próbuje do nas przemówić? Czy to zwykła fantazja, ucieczka od rzeczywistości? A może tkwi w tym coś więcej? Wydaje się, że pragnienia kobiety od jej realnego życia oddziela ocean. Och, marzymy o romansie, o niezastąpionej roli w jakiejś wielkiej historii, marzymy o urodzie. Ale to różni się tak bardzo od życia, które mamy. Wynikiem tego jest poczucie wstydu. Słuchając kobiecych serc przez wiele, wiele lat, zarówno w kontekście przyjaźni, jak i i przy okazji porad w naszym biurze, wiem, jak głęboko i powszechnie kobiety zmagają się ze swoim poczuciem wartości. „Czuję się jak urządzenie domowe" - wyznała nam pewna kobieta. To nie znaczy, że mężczyźni również nie mocują się z własnym poczuciem wartości. Ale w przypadku kobiet jest w tych zmaganiach coś głębszego i o wiele bardziej uniwersalnego. I są ku temu powody, powody odnoszące się tylko do Ewy i jej córek. Przypomina się tu metafora Pascala, że nasze niedoszłe marzenia i niespełnione pragnienia są w istocie „nieszczęściami zdetronizowanego monarchy". Rodzaj ludzki przypomina króla lub królową na wygnaniu, i nie możemy być szczęśliwi, dopóki nie odzyskamy naszego prawdziwego statusu. Jakich uczuć możesz się spodziewać po władczyni królestwa lub najpiękniejszej w królestwie damie, gdy budzi się jako praczka w obcym kraju? Zmagania kobiety z jej poczuciem wartości wskazują na coś wspaniałego, czym przeznaczone jej było być. Ogromna pustka, którą odczuwamy, wskazuje na wielkość, do jakiej byłyśmy stworzone. To prawda. Wszystkie te legendy i bajki o nieujawnionych Księżniczkach i Pięknych pod przebraniem służących są bardziej adekwatne niż myślisz. Jest powód, dla którego małe dziewczynki tak bardzo się nimi przejmują. Zamiast pytać: „Co powinna robić kobieta - jaka jest jej rola?", dużo bardziej pomocne byłoby zapytać: „Czym jest kobieta - co jest jej celem?" i „Dlaczego Bóg umieścił kobietę pośród nas?". Musimy wrócić do jej początków, do historii Ewy. Nawet jeśli jest to znana historia (opowiadaliśmy ją wiele razy), to nadaje się do powtórzenia. Wyraźnie nie wyciągnęliśmy nauki z tej lekcji - gdyby tak było, mężczyźni traktowaliby kobiety zupełnie, zupełnie inaczej, a kobiety widziałyby siebie w dużo lepszym świetle. Zacznijmy więc od tego - od światła. Od świtu świata.


John & Stasi Eldredge

Fragment z Książki - Urzekająca, odkrywanie kobiecej duszy

Kup Książkę

lut 06 2014 Pragnienie Ojcostwa
Komentarze (0)

Sztuka OjcostwaMam czterdzieści lat i chciałbym mieć dziecko. Żeniąc się 10 lat temu, nawet o tym nie myślałem, zależało mi jedynie na dobrych relacjach z żoną i na sukcesie zawodowym. Dzieci nie były mi w głowie. Gdy patrzyłem na małżeństwa naszych przyjaciół oraz na to, ile czasu pochłaniają im dzieci, nie mieściło mi się w głowie, jak można tak się poświęcać. Jednak w ostatnich latach powoli rodziło się we mnie to dziwne pragnienie: chciałem być ojcem i mieć syna. Chęć posiadania potomstwa nie ustawała, a wręcz zaczęła się nasilać. Noszę ją w sobie do dnia dzisiejszego, jednak żona nie potrafi zrozumieć tego, co się ze mną stało. Nadal trzyma się naszych wcześniejszych postanowień. Gdy powiedziałem jej o swoim pragnieniu,choć wprost nie protestowała, zauważyłem, że była zdziwiona i nieco zmieszana. Jeden z moich przyjaciół twierdzi, że nie ma czegoś takiego jak instynkt ojcowski i na pewno tutaj w grę wchodzą zaburzenia mojej osobowości. Co Pan o tym myśli?

Enzo, Pescara

Każdy etap w życiu charakteryzuje się odmiennymi pragnieniami. Dzieje się tak, gdyż wraz z wiekiem zmienia się nasza dojrzałość i świadomość. Jeśli młodzi ludzie często nie pragną dzieci, to dlatego, że w dużej mierze ich świadomość pozostaje jeszcze na poziomie dziecka. Odczuwają potrzebę bliskości własnej matki i ojca i nie chcą nawet myśleć o tym, że musieliby to pogodzić z obowiązkami wobec własnych dzieci. Ludzka psychika doskonale to wyczuwa, dlatego też pragnienie potomstwa jest wówczas czymś bardzo odległym. Z czasem jednak człowiek dojrzewa i przestaje utożsamiać się z dzieckiem. Zdobywa większą pewność siebie i jest bardziej świadomy swej męskości. Pragnienie ojcostwa budzi się dopiero wtedy, gdy czujemy się w pełni dojrzali. Czy jest to instynkt, czy też nie, to już inna kwestia, na ten temat są bowiem różne teorie. Oprócz tego, co nazywamy chęcią przeżycia i pożądaniem seksualnym, co do istnienia ludzkich instynktów nie ma "naukowych" dowodów. Mimo to psychologowie zauważają, że istniejące w podświadomości pragnienie seksualne u człowieka jest często powiązane z popędem do rozmnażania. Może ono przejawiać się również w formie fantazji i przypominać to, co zwykło nazywać się instynktem. Chodzi więc o pewien program ojcostwa , mocno zapisany w męskiej psychice, który rodzi się w osobistej i zbiorowej podświadomości. Tam właśnie zapisany jest popęd rozmnażania i kontynuacji ludzkiego gatunku. Oprócz potrzeby rozmnażania się u dorosłego człowieka pojawia się także powołanie wychowawcze, dające o sobie znać często już od najmłodszych lat życia: więksi chłopcy zajmują się mniejszymi w grupach skautów, w świetlicach, niekiedy również w wojsku, w klubach sportowych czy też w ugrupowaniach politycznych. Widać, że jest to popęd pierwotny, przejawiający się w postaci pragnienia wychowywania, pouczania, opieki nad młodszymi. Stanowi on jedną z konstytutywnych cech męskiej siły, która drzemie wewnątrz każdego mężczyzny. Ojcostwo jest najpełniejszą formą realizacji męskiego powołania. Tak jak w przypadku każdego innego powołania: kiedy się ujawnia, lepiej za nim pójść. Pozwoli to uniknąć niebezpiecznych regresji psychologicznych, które mogą prowadzić do depresji. Człowiek nie może stać w miejscu: albo kroczy naprzód, albo cofa się w rozwoju do poprzednich, mniej dojrzałych etapów życia i nie czuje się z tym dobrze. Naturalnie, aby w pełni zrealizować powołanie do ojcostwa, potrzeba zgody własnej żony. Łatwiej będzie o nią zapewne wtedy, gdy sami będziemy do niego wewnętrznie przekonani, zwalczywszy ewentualne obawy. Żona zgodzi się najprawdopodobniej wtedy, kiedy nam samym uda się pozbyć niepewności. W konsekwencji będziemy przez nią postrzegani jako godni zaufania.

Claudio Rise

Fragment z Książki: Sztuka Ojcostwa

Kup Książkę

sty 28 2014 OJCOWSKI STYL
Komentarze (0)

Sztuka OjcostwaKiedy pragnienie posiadania potomstwa zostanie zaspokojone, wówczas rozpoczyna się czas ojcowskiego terminowania. Wielu młodych mężczyzn zadaje sobie wtedy pytanie: co robić, aby być dobrym ojcem? Stawiane w ten sposób pytanie odnosi się nie tylko do ważnych, teoretycznych informacji, które mogą okazać się przydatne dla młodego ojca. Chodzi tutaj o coś więcej, a mianowicie o nakreślenie pewnego ojcowskiego stylu. Ostatnie dziesięciolecia zburzyły poprzednio funkcjonujące wizje roli ojca. Wynikło to ze zmiany sposobu życia i pracy. Z poprzednio uznawanych stylów nie zachowało się prawie nic, rodzicom zaś wręcz narzucono styl neutralny, ,jedno-płciowy" (podczas gdy zarówno męskość, jak i kobiecość wnoszą do rodzicielstwa różnorodne, odmienne bogactwo). Nasuwa się wobec tego pytanie, jaki styl ojcostwa należy dzisiaj przyjąć? W obecnej sytuacji, którą można określić jako przejściową pomiędzy powszechną dzisiaj wizją roli kobiety i mężczyzny w rodzinie a rodzicielstwem naznaczonym większą świadomością i zaangażowaniem, nie warto ulegać stereotypom. Lepiej z odwagą szukać swojego, nowego stylu, dostosowanego do aktualnych potrzeb.

Tak, jak pokazują poniższe doświadczenia.

Claudio Rise

Fragment z Książki: Sztuka Ojcostwa

Kup Książkę