Modlitwa
Komentarze: 0
Bardzo ważne sprawy w małżeństwie często ratuje modlitwa. Skoro wiemy, że małżeństwo nie jest za karę, a Bóg chciał dla nas dobrze, możemy prosić, nawet natrętnie, o wspomaganie, podpieranie i ratowanie naszego małżeństwa. Bóg chce, byśmy byli jedno - wolno nam dopominać się o to, by małżeństwo było widzialnym znakiem łaski, przede wszystkim dla nas samych, by było dobrym darem, byśmy my sami byli dobrym darem... Nie zawsze przyjaciele, koleżanki czy koledzy z pracy, nie zawsze rodzice, rodzeństwo, ale zawsze i na pewno Bóg jest dobrym adresatem wszystkich żali, próśb, pragnień i marzeń. Modlitwa pomaga zobaczyć nie tylko to, czego oczekujemy od naszego małżeństwa, od naszego współmałżonka, ale także to, kim chcielibyśmy się stać w małżeństwie...
Często mówi się o wspólnej modlitwie. Dla wielu jednak to nie jest takie proste, jeśli nie doświadczyło się jej we własnej rodzinie albo wspólnocie. Oczywiście, modlitwa to w ogóle bardzo ważna rzecz, ale teraz myślę o jej praktycznej stronie, jako części wspólnej małżeństwa. Jeśli uda się ją zadomowić, może być ona kołem ratunkowym i pierwszą pomocą, zwłaszcza jeśli jest związana z jakąś porą dnia. Wieczorny brewiarz przypomina mi graniczne prawe pasy na wielu drogach, tak zaznaczone, że gdy kierowca przysypia, słychać ostrzegawczy dźwięk - jeśli dzień był pełen spięć czy wzajemnej nieobecności, wieczorna modlitwa daje szansę na załagodzenie drobiazgów z całego dnia, na późniejsze wspólne przytulenie. Niekiedy jest to szansa bardzo niechętnie przyjmowana - bo jeszcze potrwalibyśmy w stanie słusznego oburzenia. Jonasz mówi do Boga: słusznie gniewam się śmiertelnie, i Bóg reaguje cierpliwie stwarzaniem możliwości rozmowy, miejsca na marudzenie, ale i wyjaśnianie swoich intencji. Oczywiście, tylko Bóg ma zawsze czyste intencje.
Wspólna modlitwa musi odpowiadać obojgu, to zbyt intymna sprawa, aby coś narzucać. Jedni traktują ją na luzie, jako szansę wygadania się przed Bogiem i małżonkiem, inni wolą formy bardziej tradycyjne i bezpieczniejsze dla osób mniej elokwentnych, jak różaniec. Z czasem formę można zmienić, jednak najważniejsze wydaje mi się, że jeśli przerwało się wspólne odmawianie modlitwy, można w każdej chwili, bez wnikania w to, dlaczego i kto zawinił, zacząć od nowa. Forma z czasem na pewno będzie się rozwijać i zmieniać, jednak trzeba zacząć i dać sobie szansę na stworzenie jakiejś wspólnej tradycji. Jeśli ktoś wynosi z domu czy wspólnoty ściśle określoną świadomość „jedynie słusznej koncepcji" najlepszej modlitwy, może mieć z nią kłopot. Znajoma para opowiadała z humorem, jak wprowadzenie zwyczaju wspólnej modlitwy stało się przyczyną wielkich nerwów i codziennych nieporozumień. Tą trudną formą małżeńskiej modlitwy był różaniec. Było to kłopotliwe do tego stopnia, że czasem, poirytowani, szli modlić się osobno. Ile rzeczy jest do uzgodnienia!
Kto zaczyna, czy mówimy po połowie, czy wspólnie, jak podajemy intencję, jak określać dziesiątkę, odmawiamy na siedząco, klęcząco czy stojąco? Kto trzyma różaniec? Duży czy mały, skoro to tylko jedna dziesiątka? Jednak ćwiczona w związku ze wspólną modlitwą umiejętność negocjacji przyda się z pewnością w wielu sytuacjach codziennego życia.
Czasem mamy sytuację typową w małżeństwie: każde chce najlepiej, tylko potem nie ma ani modlitwy, ani wspólnego wieczoru... Para od sporów różańcowych najpierw przestała się modlić, a potem przeszła na inne formy, by po latach ze śmiechem wrócić do różańca, tym razem niezwykle urozmaiconego -kolejno według pomysłu każdego z nich. Z kolei dyskusje na temat intymności modlitwy mogą być pomostem do rozmów na temat intymności ciała.
Być może znów każde ma swoją „jedynie słuszną koncepcję", ale tak naprawdę chodzi też o to, by ostatecznie wspólny wieczór był udany. Niewiele dobra uda nam się zdziałać w małżeństwie, jeśli narzucimy własną „jedyną słuszną koncepcję". Także i ten moment naszego bycia razem wymaga uwagi i umiejętności wypracowania kompromisu.
Wspólna modlitwa pozwala także zobaczyć siebie przez inne okulary. To dobry moment, aby uznać, ze w czasie jej trwania obowiązuje inny porządek. Właśnie tu i teraz na chwilę przestaniemy wytykać sobie nasze słuszne żale, a zajmiemy się powtarzaniem słów zawsze ważnych. Święto, liturgia, zwyczaje i tradycje pozwalają nam na wyjście - chociaż na jakiś czas - z utartych kolein codzienności, stereotypów... I spojrzenia na siebie poprzez słowa Biblii, liturgii... Radością małżonków może być także wspólna Eucharystia, wspólne pójście do komunii. Może to być doświadczenie wielkiej jedności, pojednania, przebaczenia, nowego początku po jakimś sporze. Trzeba dać sobie szansę. Jeśli małżonkowie chodzą na Mszę świętą osobno, bo akurat tego wymaga sytuacja (na przykład ze względu na małe dzieci), trzeba przynajmniej starać się, aby wspólnych Mszy niedzielnych było jak najwięcej. Eucharystia niesie dar jedności, komunii, a to w małżeństwie jest szczególnie ważne...
Monika Waluś
o.Ksawery Knotz OFMCap Monika Waluś
Fragment z Książki: Puzzle małżeńskie
Dodaj komentarz